Key issues

August 30, 2016
2

Podzwonne dla Kongresu?

M. Szajnert

Kongres Polonii Amerykańskiej jako federacja organizacji identyfikujących się z szeroko rozumianą polskością u swoich początków miał rzeczywiste uprawnienia do reprezentowania Amerykanów polskiego pochodzenia i Polonii w Stanach Zjednoczonych, co wynikało z faktu przynależności doń ogromnych liczebnie: Związku Narodowego Polskiego, Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego, Związku Polek w Ameryce, Sokolstwa Polskiego w Ameryce, Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, Amerykańskiej Rady ds. Kultury Polskiej, Krajowego Stowarzyszenia Adwokatów, instytucji finansowych (m.in. unii kredytowych i kas zapomogowo-pożyczkowych), stanowych i lokalnych organizacji, stowarzyszeń i klubów zawodowych, kulturalnych, społecznych, i nade wszystko – większości polskich lub polsko-amerykańskich parafii z ich członkami. Oprócz odzwierciedlającego ogromne zróżnicowanie społeczne, terytorialne i organizacyjne Polonii, drugim czynnikiem uprawniającym KPA do „reprezentatywności” była klarowność jego zasad politycznych, czyli walka o uwolnienie Polski spod sowieckiej dominacji i ponowne wprowadzenie Starego Kraju do grupy państw wolnych i suwerennych, a w bardziej uniwersalnym wymiarze – poparcie dla samostanowienia narodów ciemiężonych w Europie wschodniej i centralnej. Oprócz wymienionych wyżej czynników reprezentatywności sprzyjał format przywództwa KPA – jego dwaj pierwsi prezesi, Karol Rozmarek i Alojzy Mazewski, z wykształcenia prawnicy z dyplomami renomowanych amerykańskich uniwersytetów, byli aktywnymi uczestnikami życia politycznego i swoje powiązania umieli odpowiednio wykorzystać dla Polski, m.in. poprzez wizyty i rozmowy z kolejnymi prezydentami Stanów Zjednoczonych oraz z najważniejszymi pracownikami administracji amerykańskiej i instytucji przedstawicielskich.

Zmiana sytuacji politycznej w świecie oraz zmiany demograficzne zachodzące w Stanach Zjednoczonych, wraz z malejącym znaczeniem etnicznych grup białych imigrantów, kolejna rewolucja technologiczna zmieniająca sposoby komunikacji i działania społecznego, szybko zmniejszająca się liczebność i starzenie członkostwa organizacji tzw. „starej Polonii” i mniejsze jej zaangażowanie w sprawy Polski, biologiczne wymieranie wielu stowarzyszeń i grup, powstawanie nowych organizacji oraz niechęć przybyszy z powojennej Polski czy ich nieufność do działań społecznych i grupowych, naturalny i znany z wcześniejszych okresów pokoleniowy brak wzajemnej akceptacji nowoprzybyłych przez osoby zasiedziałe czy urodzone w Stanach, to tylko niektóre czynniki powodujące marginalizację Kongresu Polonii Amerykańskiej, zarówno wśród wielomilionowej Polonii, jak i w politycznym życiu Stanów Zjednoczonych.

Na powolne ale postępujące przesuwanie KPA na boczny tor miały wpływ – być może większy niż sobie obecnie zdajemy sprawę – do dziś w pełni nieujawnione i w związku z tym niemożliwe do właściwej oceny, celowe działania reżimu, który wydajnie i skutecznie inwigilował Polonię, nasycał ją agenturą, wykorzystywał „pożytecznych idiotów” nie mogących z powodów ograniczenia umysłowego albo z przyczyn ambicjonalnych nie chcących zrozumieć istoty wydarzeń zachodzących w Polsce, a także najzwyczajniej kupował tych, którzy byli łasi „zaszczytów” czy „uznania”. W tym kontekście warto pamiętać o Wojciechu Wierzewskim, „pomarcowym docencie”, członku PZPR, agencie SB (od 1979 r.), donosicielu, ale jednocześnie prawej ręce trzech ostatnich prezesów ZNP i KPA, pracowniku uniwersyteckim w Indianie i Chicago oraz redaktorze naczelnym pisma „Zgoda” docierającego do kilku milionów członków ZNP. Ale casus Wierzewskiego to czubek góry lodowej i tylko odwlekanie dekomunizacji i sabotowanie lustracji, w tym także Kościoła polonijnego, uniemożliwia dostrzeżenie i zrozumienie rozległości i głębokości nasycenia Polonii agenturą. Leszek Nick Sadowski, wiceprezes Outwater Media Group podsumował sytuację: „Czasy silnej, zjednoczonej Polonii w USA oraz prężnego i wpływowego Kongresu Polonii Amerykańskiej skończyły się z rozpoczęciem instalowania wśród niej agentów komunistycznych i coraz szerszej inwigilacji tego środowiska. Od tej pory Polonia była, jest i będzie rozbita. Dopóki etap ten nie zostanie zamknięty przez odkrycie i wyjaśnienie owych niechlubnych faktów – stworzenie silnego polonijnego lobby pozostanie w sferze mrzonek”.

Niezależnie od wyżej wymienionych czynników, które podważają wcześniejszą ideę reprezentatywności KPA jako nadrzędnej federacji organizacji polonijnych, ostatni okres w historii KPA, od śmierci Edwarda Moskala i objęcia funkcji prezesów obu organizacji, Związku Narodowego Polskiego i Kongresu Polonii Amerykańskiej przez Franka Spulę, charakteryzują działania, a częściej ich absolutny brak, które wcześniej były trudne do wyobrażenia. Pretekstem do bierności w sprawach Polski są zmiany po 1989 roku i spowodowany przez nie rzekomy brak potrzeby czy legitymacji do zainteresowania wewnętrzymi sprawami demokratycznego państwa. Przeczyły temu jednak kolejne wydarzenia w Polsce i postawa Rodaków w Stanach! Wydarzenia, które jednoznacznie ukazywały konieczność reakcji wielomilionowej grupy osób (wysyłających do rodzin w Polsce prawie miliard dolarów rocznie (sic!) i związanych z Ojczyzną na wiele innych sposobów) na zło w Kraju się dziejące, były przez Spulę i jego kamarylę albo ignorowane albo traktowane jako „kontrowersyjne” i wymagające „obiektywizmu” bez jednoznacznego opowiadania się za którąś ze stron konfliktu. W tym celu wbrew pierwotnemu statutowi Kongresu Polonii Amerykańskiej oraz zasadom jego zmian, a także przy braku wymaganego quorum na jednym z zebrań dyrektorów krajowych tak zmanipulowano poprawki statutowe, aby prawnie uzasadnić eliminację spraw polskich z jurysdykcji i działań KPA. Podobnie działo się z większością najważnieszych zagadnień, choćby z lustracją KPA, których albo w ogóle nie stawiano na porządku dziennym, albo wobec których używano kruczków i wybiegów „prawnych” i „statutowych”, albo rozmywano korzystając z niezrozumienia ważności niektórych spraw czy też braku woli współdziałania – naiwnych często i manipulowanych – członków urodzonych w Stanach z posolidarnościowymi przybyszami bardziej świadomymi możliwości perfidnej ale znakomicie zorganizowanej pracy ubecji/esbecji. Niezgoda na brak lustracji spowodowała dodatkowe podziały, rozbicia oraz nieufność i podejrzliwość, co nie tylko uniemożliwiało działania, ale przede wszystkim przemawianie jednym głosem i w konsekwencji – ograniczało reprezentatywność KPA.

Należy wspomnieć jeszcze o rezygnacji z języka polskiego jako równoważnego w obradach i dyskusjach, co skutecznie uniemożliwiło przedstawianie i obronę stanowiska sporemu gronu rzeczników spraw polskich. Dodatkowo wykluczyło z uczestnictwa tych, którzy lepiej czuli i wyrażali swoje myśli w polszczyźnie, co znów ograniczyło zasięg oddziaływania i reprezentatywność KPA.

Jednym z najważniejszych zagadnień gdy KPA ukazało swoje nowe oblicze – niemające wiele wspólnego z reprezentacją poglądów większości Polonii – była walka o dostęp Telewizji Trwam do multipleksu cyfrowego, a w sensie bardziej ogólnym wolność słowa i równoprawna – nie niszowa – obecność mediów katolicko-narodowych w życiu intelektualnym Kraju (Radio Maryja, Nasz Dziennik, Warszawska Gazeta, Nasza Polska i inne), a następnie kolejnych pism tworzonych przez dziennikarzy szykanowanych i wyrzucanych z państwowych lub lewackich mediów. W przeszłości nie do pomyślenia byłoby, aby KPA nie reagował na szykany wobec polskich twórców czy ograniczenia wolności słowa w Ojczyźnie. Zarząd Spuli nie pozwalał jednak na jakiekolwiek zaangażowanie poszczególnych wydziałów stanowych, a poprzez kruczki i manipulacje na zebraniach dyrektorów krajowych uniemożliwiano podjęcie jakiejkolwiek uchwały popierającej katolicką telewizję! Dopiero wielokrotne zabiegi i działania na szczeblu wydziałów wymusiły niejako na „centrali” zajęcie „kompromisowego” stanowiska. Przeciw wsparciu Telewizji Trwam na szczeblu wydziałowym ujawniło się przy okazji wielu uśpionych agentów i łajdaków, którzy przy pomocy wszelkich możliwych chwytów próbowali zastopować zmasowaną akcję poparcia i wsparcia Ojca Dyrektora i narodowo-katolickich mediów.

Niemniej symptomatyczna dla prezesury Spuli była stosunkowo niedawna sprawa uznania, a następnie cofnięcia uznania dla demokratycznie wybranego Prezesa Wydziału Illinois, jednoznacznie prokatolickiego i patriotycznego działacza zaangażowanego w działalność na rzecz Polski. Pozostawiając prawnikom sprawy legalności i zgodności takiego postępowania ze statutem, warto dodać, że jest to jeden ze sposobów manipulacji i wpływania na wynik głosowań na poszczególnych zebraniach krajowych, których terminy jeśli nie były podawane w ostatniej chwili, to były często zmieniane i organizowane w miejscach wygodnych dla urzędującego Zarządu – głównie w Chicago – co umożliwia (szczególnie ważne przy wyborach prezesa) obecność mianowanych przez tegoż prezesa, nieproporcjonalnej wobec ogólnej liczby dyrektorów i sprzecznej z zasadami demokracji, liczby dyrektorów „at large”, najczęściej pracujących w instytucjach od tego prezesa zależnych. Słynne również w polityce amerykańskiej „wybory chicagowskie” podważają jakąkolwiek reprezentatywność takiego Zarządu krajowego, a w konsekwencji jego późniejsze decyzje czy coraz częściej ich brak. To ostatecznie wpływa na marginalność całej organizacji.

Z innych ważnych spraw polskich – charakterystyczne jest, że jakakolwiek jednoznaczna, a więc też istotna, rezolucja dotycząca „tragedii smoleńskiej” została dopiero przygotowana po zmianie wiceprezesa ds. polskich, co nastąpiło podczas wyborów współkontrolowanych przez rzeczywiście reprezentatywną grupą „opozycyjnych” uczestników zjazdu. Z wyjątkiem działań „zbuntowanych” wobec Spuli prezesów poszczególnych wydziałów stanowych (oba wydziały kalifornijskie, wydziały z New Jersey i michigański), którzy organizują lokalnie rocznicowe obchody katyńskie i smoleńskie, trudno dostrzec jakiekolwiek istotne próby upamiętnienia przez KPA tych tragedii narodowych na szczeblu krajowym. Nieliczni już tylko pamiętają, że prezes Rozmarek byl członkiem senackiej komisji do badania zbrodni katyńskiej w latach pięćdziesiątych, prezes Mazewski zaś zaangażował się w ostateczne rozstrzygnięcie tego zagadnienia, podobnie jak nie wahał się przed zajęciem jednoznacznego stanowiska wobec kolejnych ekip komunistycznych w Polsce mniej lub bardziej udających niezależność wobec sowieckiego okupanta. Charyzmatyczne działania Rozmarka i Mazewskiego, dynamika działań i ich osobowości tylko podkreślają nijakość tego, co nastąpiło później, a już szczególnie po śmierci Edwarda Moskala. Pierwsi prezesi nie mieli trudności z dotarciem do Białego Domu czy ważnych polityków, obecnie można o tym tylko pomarzyć, dawniej politycy amerykańscy wszelkiego szczebla ubiegali się o oficjalne poparcie przed wyborami, a polonijne uroczystości odbywały się z udziałem prezydentów, gubernatorów, senatorów, reprezentantów czy burmistrzów, obecnie na obrady krajowe KPA czasem przybędzie jakiś polityk z ostatniego rzędu i najczęściej bredzi o sprawach Polonii zupełnie nieobchodzących.

Ostatnio, kiedy do tego grona osób bez znaczenia z jakimi spotyka się prezes „nadrzędnej” organizacji amerykańskiej Polonii dołączył osobnik znany w Polsce głównie z powodu zaległości alimentacyjnych i reprezentujący tzw. „KOD”, zajmowanie się sprawami Polski nagle zaczęło jednak mieścić się w polu działania Franka Spuli.

Czy prezes postępujący w taki sposób ma legitymację do reprezentowania wielomilionowej społeczności? Czy organizacja z takim prezesem może być w ogóle reprezentatywna dla kogokolwiek? Czy organizacja, której prezesi sprawują funkcje dożywotnio może w ogóle podążać za zmieniającym się światem? Czy wreszcie organizacja, która w coraz większym stopniu reprezentuje przysłowiową „kanapę” ma cokolwiek komukolwiek do zaoferowania?

COMMENTS
2

Leszek Pawlik says:

Dobry artykuł.